Sytuacja,
która zdarza się często w rozmowach ludzi działających na
rynkach kapitałowych w ogólności. Czy to instrumentów pochodnych,
rynków akcji, obligacji – skarbowych bądź korporacyjnych – jak
również poszukiwaczy okazji inwestycyjnych wśród zwykłych lokat
i kont oszczędnościowych. Krótko mówiąc, mam na myśli z życia
wziętą sytuację, kiedy inwestor otrzymuje od swojego kolegi
inwestora pytanie: „Powiedz, ile ty tak naprawdę zarabiasz na
swoich inwestycjach? Bo słyszałem że na tym Forex to można mieć
naprawdę duże zyski.”. I, jakkolwiek odpowiedź na to pytanie
powinna być prosta, to zagadnienie do prostych bynajmniej nie
należy.
Rozważmy
najpierw jaki jest potencjalny kontekst takiej sytuacji. Odkładamy
na bok sytuacje, kiedy może to dotyczyć jakichś nieprzyjaznych
zamierzeń wobec osoby pytanej: na przykład donosu do Urzędu Skarbowego („czy on
na pewno płaci podatki?” - zdarzają się zawistni sąsiedzi) albo
próby wyłudzenia środków materialnych od bogatego
krewnego/znajomego. Przyjmijmy że pytający kieruje się chęcią
poszerzenia swojej wiedzy o możliwych perspektywach inwestycyjnych,
poszukuje nowych obszarów działania. Ale w pierwszej kolejności
zadaje pytanie o liczby: „Ile? Jaka stopa zwrotu? I przy jakiej
wielkości zainwestowanego kapitału?”
Liczby,
liczby, liczby... Można je podać wprost. Jednak warto zastanowić
się, jaką informację one tak naprawdę wnoszą. Spójrzmy na
prosty przykład, kiedy działający na rynku Forex gracz na zadane
pytanie odpowiedziałby krótko: „Za ostatni rok stopa zwrotu 200%.
A kapitał początkowy to 20 000 PLN”. Co daje ta odpowiedź, jaki
ma sens i jakie potencjalne konsekwencje?
Jeśli
pytający jest również graczem na Forex, i to z pewnym
doświadczeniem, interpretacja prawdopodobnie będzie prosta: „Ot,
dobra strategia, wysokie lewarowanie (niewątpliwie obecne przy takim
poziomie zysków), a i los sprzyjający”. Bo, jakkolwiek ważne są
projektowanie, testowanie i optymalizacja strategii i systemów
transakcyjnych, to zawsze istotny wpływ na skutki naszych działań
będzie odgrywać Przypadek. Jego imię celowo piszę z wielkiej
litery – traktuję go niczym antyczne bóstwo, ducha rynków
finansowych.
A
jak tę samą odpowiedź odczyta laik, zwykły konsument produktów
bankowych, albo początkujący adept rynków instrumentów
pochodnych? No właśnie, tutaj czai się niebezpieczeństwo.
Wspomniana wysoka stopa zwrotu może być odczytana jako zapowiedź
przyszłych, równie wysokich zysków. Skoro w rok można potroić
kapitał, to po kolejnym roku otrzymam dziewięciokrotność sumy
początkowej. Na zasadzie procentu składanego – pojęcia, które
jest powszechnie znane, między innymi dzięki słynnej maksymiewielkiego fizyka.
Rozpędzona
wyobraźnia zaczyna tworzyć wizje coraz większych zysków: po
trzech latach 27 razy, po czterech 81... To nie jest takie proste!
Inwestycje o wysokiej stopie zwrotu charakteryzują się również
wysokim poziomem ryzyka, a historyczne wyniki uzyskiwane dzięki
stosowaniu pewnej strategii nie gwarantują, że – nawet przy jej
konsekwentnym stosowaniu – w przyszłości będą się powtarzać.
A
wysoki poziom ryzyka z kolei może stanowić źródło stresu i
niepokoju u niektórych uczestników rynku. Paradoksalnie, duże zyski osiągane w krótkim czasie, mogą być trudne do
„udźwignięcia”. Zwielokrotnienie kapitału zacznie stwarzać
obawę, być może paniczną, o utratę choćby drobnej jego części
w wyniku przyszłych obsunięć. A te są nieuchronne...
Wszystkie
wymienione przeze mnie powyżej czynniki, jak również wiele innych,
z których nie zdajemy sobie sprawy na co dzień, sprawiają, że na
takie pytania chyba nie warto odpowiadać. I może nawet nie należy
ich zadawać. Moją skromną refleksję zamknę przytaczając (w
oryginale) cytat z książki jednego z autorytetów w świecie inżynierii finansowej. Sentencja ta stanowi odpowiedź na pytanie, czy należy
pytać inwestora o jego wyniki. Aforyzm autora książki sam w sobie
przytacza mądrość starożytnej Grecji:
“Never
ask a man if he is from Sparta: If he were, he would have let you
know such an important fact - and if he were not, you could hurt his
feelings.”
Nassim
Nicholas Taleb, Fooled by Randomness: The Hidden Role of Chance in
Life and in the Markets
Problem jest szczególnym przypadkiem dyskusji o pieniądzach w tym np. zarobkach.
OdpowiedzUsuńW Polsce na ten temat raczej się mało dyskutuje, ze względu na pewne obawy, "dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach" albo by nie wzbudzać nipotrzebnych zazdrości i przykrości.
Natomiast pracując np. z Amerykanami nie ma takiego "tabu", co chyba też ujmuje przytoczony cytat: "...If he were, he would have let you know such an important fact".
Moim skromnym zdaniem nie ma celu dyskutować o tym z każdym, ale wymiana poglądów z osobami w podobnym położeniu często przynosi korzyści, np. wymiana informacji z kolegami z pracy może pokazać że wykonuje się tą samą pracę za połowę stawki i pora iść po podwyżkę.
Często w przypadku wywiadów z graczami Forex pada informacja, że dotychczasowe zyski nie przekroczyły strat - zwłaszcza z początkowego manualnego okresu grania. Mój wykładowca rynków kapitałowych twierdził, że pierwszy kontrakt terminowy trzeba stracić, żeby się nauczyć. Zmowa milczenia mogłaby utrzymywać stan, w którym każdy traci, myśląć że inni zyskują...
Statystyki faktycznie są okrutne:
OdpowiedzUsuńhttp://www.knf.gov.pl/o_nas/komunikaty/2012/wynikow_osiaganych_przez_inwestorow_na_rynku_forex.html
No oczywiście wszystko od liczb zależy.. ja jednak prefereuje milczeć... mimo iż akurat na giełdzie nie inwestuje (zajmuje się głównie inwestycja w zloto), to i tak wolę jakoś się nie chwalić wynikami/brakiem wyników :). No ale oczywiście jak kto woli
OdpowiedzUsuń