sobota, 26 października 2019

Już trzecia z czterech

Na podwórzu tak z miesiąc, oparte o ścianę, 
Płachtą folii przykryte. Grubej, brzydkiej folii.
Przecież gdy stoją tutaj, nieopowiedziane
Zgniotły się prądy ciche. Mężczyźni przystojni

Koleiny drążyli wartko. Równoległa,
Schwytana fala płaska, niezmienna, stojąca...
Mnie tam nigdy nie było, a jednak dostrzegłam,
Gdy już obok przemknęli, dopiero blask słońca.

Ukazał? Nie ukazał?  Wszystkie me tęsknoty, 

Które - prosto nazwawszy - pewnie się nie ziszczą.
W fantazjach zbudowałam pałac wielki, złoty.
Stuk kroków na posadzkach - na to tylko wyszło.

Wstyd trochę, że marzenia krążą moje wszystkie

Wokół tego, by kiedyś jeździć tym, co brzydkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz