Nawet
bez ciągłego życia na krawędzi życie nie jest bajką.
Graham
Masterton, 'Czarny Anioł'
Koncepcja
uśredniania kursu operacji – czy to kupna/sprzedaży akcji, czy
też otwarcia/zamknięcia pozycji na rynku instrumentów pochodnych
ma tyleż zwolenników, co przeciwników. Postrzegana jako mechanizm
obrony przed negatywnymi skutkami trendów znoszących inwestora w
kierunku przeciwnym do jego zamiarów, stanowi zarazem potencjalną
pułapkę mentalną w postaci niekończących się nadziei na tegoż
trendu odwrócenie. Zarazem jednak stanowi dobrodziejstwo w sytuacji
kiedy jesteśmy narażeni na skaleczenie się o ostre kanty
ekstremalnych wartości. Wówczas uśrednienie poziomu operacji
przyczynia się do wygładzenia krawędzi progów, po których
łatwiej może spływać wodospad naszych transakcji.
Przy
wszystkich doń zastrzeżeniach podejście to wnosi istotną wartość,
często niezauważaną, jaką jest odporność na skrajne wartości
kursów w interwałach czasowych (maksimum i minimum). Jakże często
drobne wahania tych kursów, szczególnie uwidaczniające się przy
porównywaniu notowań z różnych źródeł, diametralnie wpływają
na wyniki symulacji działania strategii. Ciekawe uwagi na ten temat
niedawno przeczytałem tutaj. Autor proponuje agregację wielu wskaźników – a co za tym
idzie reguł decyzyjnych opartych na nich – jako remedium na
wrażliwość od 'uchybienia jednego ticku'.
Właśnie
takie zjawiska – przeskoczenie jednego ticku, które zmienia cały
dalszy bieg trajektorii – powodują istotną słabość strategii
bazującej na odwracaniu pozycji na określonym poziomie, np.
relatywnym względem kursu otwarcia na danym interwale czasowym. I
często zmiana ta wywiera wpływ na działanie strategii przez
bardzo, bardzo długi czas. A konstruowanie strategii o charakterze
hierarchicznym, który (teoretycznie) ma służyć zwiększeniu
efektywności i odporności na błędy nie zawsze przyczynia się do
poprawy efektów. Optymalizacja – nawet z zastosowaniem różnych,
często wyrafinowanych funkcji celu – czasami faworyzuje właśnie
takie, chwiejne wartości parametrów.
Rozwiązaniem
jest... rozmywanie. Idea jest prosta i stanowi, rzec można,
abstrakcyjne ujęcie uśredniania kursu zlecenia. Zamiast odwracać
pozycję na jednym, określonym poziomie, wyznaczamy pewien
przedział wokół niego. W tym przedziale składamy zlecenia o
wielkościach sumarycznie składających się na całkowity
zamierzony wolumen pozycji. W praktyce przekłada się to na
'rozrzucenie' kapitału w pewnym promieniu wokół kursu centralnego.
Stanowi on zresztą, w przypadku gdy rozkład zleceń cząstkowych
jest symetryczny, ich wartość średnią i zarazem medianę. Sens i
praktyczne znaczenie takiego podejścia opiera się na jego:
- zgodności rezultatów z tymi, które uzyskuje się w wyniku tradycyjnych, 'jednopoziomowych' operacji dla przypadku, gdy rzeczony przedział mieści się w całości w zakresie wyznaczanym poprzez kursy L-H na danym interwale,
- złagodzeniu efektu ostrej zależności rezultatu reguły decyzyjnej od skrajnych notowań na interwale czasowym; w przypadku gdy kurs ekstremalny (odpowiednio H lub L) znajduje się wewnątrz przedziału wokół poziomu centralnego, następuje 'niepełne' przejście na przeciwną pozycję w wyniku realizacji tylko pewnej części zlecenia, które w tym przypadku można umownie nazwać zleceniem rozmytym.
Propozycja,
choć intuicyjnie prosta, przy próbie podejścia symulacyjnego i
empirycznej oceny będzie zapewne wymagać użycia odpowiednio
dobranego aparatu matematycznego, który – w postaci teorii zbiorów rozmytych – już od
dawna pozwala na precyzyjne ujęcie zjawisk o nieprecyzyjnym charakterze.
Wszystko ładnie, ale rozważmy taki przypadek, gdy odwrócenie nastąpi w połowie przedziału.
OdpowiedzUsuńJakie są dalsze kroki algorytmu? Czy mamy teraz dwa rozmyte zlecenia czy N niezależnych na ile nastąpiło rozmycie?
Nawet założenie o dwóch rozmytych przesuwa tylko trochę problem w czasie.
Przy każdym niepełnym odwróceniu rozmytego zlecenia ich ilość się podwaja i z czasem dojdziemy do całkowitego rozdrobnienia na losowych poziomach i w losowych kierunkach... chaos, no i spore wyzwanie implementacyjne.
Rozmyta jest decyzja o poziomie odwrócenia, natomiast wynikiem są dwie 'wirtualne' pozycje: jedna długa i jedna krótka. Na każdej z nich znajduje się część naszego kapitału. Części oczywiście sumują się do 100% i powstaje z nich jedna pozycja realna, która w szczególnym przypadku (gdy poziom skrajny trafia w środek zbioru rozmytego) staje się neutralna - połowa kapitału jest na L, a połowa na S.
UsuńPodwajanie i rozdrabnianie nam nie grozi, ponieważ z początkiem następnego interwału będą zawsze tylko 2 zlecenia rozmyte: L->S i S->L, oba wyznaczane relatywnie do kursu Open.
Algorytm planuję opisywać na bieżąco wraz z jego opracowywaniem, nie czekając na ukończenie całości. Więc oczywiście wszystkie pytania, propozycje, uwagi i wskazówki są bardzo cenne :)
Rozumiem, że idea zakłada stałe wielkości wielu zleceń składających się na rozmyte pozycje a różne funkcje przynależności otrzymujemy przez manipulacje poziomami odwróceń a nie wielkościami pozycji.
UsuńTak, na tym poziomie zakłada się, że sumaryczna liczba pozycji z których 'buduje się' rozmyte zlecenia jest z góry ustalona i niezmienna w czasie. Jak zwykle preferuję zmienną wielkość kapitału i jej dobór na wyższym poziomie, jako nadbudowę na strategię podstawową.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń