środa, 22 stycznia 2020

Moje libretto. I tyle...

W zaspanej codzienności, między szyb oknami,
Tłucze się kolorowy, choć bezparny dotyk.
Pojedynczym swym skrzydłem, bo Mu gdzieś urwali
Drugie, sygnalizuje bym Mu spojrzał w oczy.

Na czułkach wysunięte, łzy uronić nie chcą.
Widziały już pokoleń, wciąż przy tej framudze,
Wodewile farsowne. Scenografią kiepską
Narzucać Mu się muszą stale nowi ludzie.

A On, choć już zapomniał żywot gąsienicy,
Na afisz zerka, czeka aż moja opera
Na deskach odrapanych arią swą zachwyci
Go tak, że znów pozwoli sobie poumierać.

By odrodzić się rankiem, może skrzydeł dwojgiem
Nowych musnąć me myśli, dźwięcznie niespokojne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz