Na parapetów płaskich rozległym przestworzu
Przystawek nadmiarowych znów bateria płonie.
Bezbarwnych w matowości swojej szarych pożóg
Setki już widywano na wąskim balkonie.
Wprawdzie od brzegu linii startowej poręczy
Dystans do ściany lodu redukuje co dnia
Strażackich kontrolerów ekipa, wciąż męczy
Się z jego sforsowaniem lontu nić przewodnia.
Lecz kłęby dymów tutaj czasem raczą buchać
Gdy wreszcie detonacji finał raczej twardy
Z uśmiechem się objawia od ucha do ucha,
Zakazanym, jak wszystkie przystępne hazardy.
A przy stawek tabeli, wśród resztek kotletów,
Cuchnących tu zostanie tylko para petów.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz