Na niebosiężny niemal wspiąłem się szczyt dumy -
Na szczęście ciągle sprawna moja nawigacja.
Stosowne pozjadawszy uprzednio rozumy
Wiem, że z trwogi przede mną szara drży już racja.
Przemyka się cichutko w przyziemnej gęstwinie,
Za krzaczkiem przycupnąwszy, uchem lekko strzyże.
Nie wie, że znów szaleńczy pościg jej nie minie
Gdy w ataku pionowym lot zaraz obniżę.
W me szpony dobrodziejstwa schwytane, przepyszne,
W gnieździe wkrótce poskładam, gdzieś na ścianie skalnej.
Bym pułapu zaniżeń właściwie się wystrzegł,
Co rano kalibruję nieskromności dalmierz.
Chyba że w korkociągu skręcę swoją szyję,
Gdy przeceniwszy dystans, w ziemię znów się wbiję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz