Martwopłotu gałęzie gwałtownie ożyły,
Gdy w pękniętą już wcześniej znów przywalił ścianę
Choć naręcza przeróżnych, również złych tych wieści
Wnosi w moje obejście na swojej łysinie,
Przy drodze, którą chadza, ja muszę umieścić
Przeszkodę, co znienacka tuż przed nim wychynie.
Właśnie się znów uśmiecha, min rozczulających
Z twarzy swojej dziesiątki gdzieś tutaj rozłoży,
Bym po słońca zachodzie poprzez parku grządki
Krocząc w błysków feerii trafił do mej loży.
Obaj czekamy, kiedy zjawi się znienacka,
Jedna z tych naszych wspólnych, znów pyszna zasadzka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz