Na skrzyżowań rozgwiazdach wciąż zmieniając strony
Chodnika, nienachalnie w kaptur swój pochwycę
Myśl, którą mi niosą zmięte paragony.
Jak motyle wiadome, co liście kapusty
W larwalnych swych przedszkolach pilnie pożerały,
By wiedzy tak zdobytej zasób pełnotłusty
Przyswoić miał możliwość człowiek, przy nich mały.
Choć alfanumerycznych, w termosublimacji
Procesie (bądź też innym), wbite znaków rządki
W każdy z nich treść dość skromną niosą, medytacji -
Nad ich zwartością - ziarno sypnę na swe grządki.
By słuchać jak przypuszczeń pęd cichutko wzrasta
W mentalnym mym ogródku, w ścisłym centrum miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz