Rozsiadła się wygodnie, gdzieś na Światła szczycie,
Niewidzialną czasami pomacha mi nogą.
Z dobrotliwym szyderstwem patrzy, jak w zachwycie
Niecnotliwym Jej aurę wdycham dziś ubogą.
Ubóstwem zwać by można - fizycznym, duchowym -
Gęsty jak margaryna stan oczekiwania
Na fali konstrykcyjnej podmuch, by wydobył
Z piersi Jej wielbiciela ekstatyczne łkania.
Dla tych najsubtelniejszych, umysłowych ekstaz
Przesłanek bukieciki, całe wręcz naręcza
Wwiezie Jej siedmioraki, nie tak grzeszny przekaz -
Pewnie właśnie wyruszył po Świata poręczach.
A poddany zostanie troskliwej ocenie
W epoce najwłaściwszej - w Dolnym Zjazdocenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz